Moda na Mafię
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.


ZAPRASZAMY DO REJESTRACJI C:
 
IndeksLatest imagesSzukajRejestracjaZaloguj

 

 Ludmirro 1-czyli w świecie Ludwisiów i Marcinów.

Go down 
AutorWiadomość
Gość
Gość




Ludmirro 1-czyli w świecie Ludwisiów i Marcinów. Empty
PisanieTemat: Ludmirro 1-czyli w świecie Ludwisiów i Marcinów.   Ludmirro 1-czyli w świecie Ludwisiów i Marcinów. Icon_minitime1Pon Maj 27, 2013 5:46 pm

Wstęp: może na początek tak...opowiadanie idiotyczne doprawiane moim beznadziejnym beztalenciem. Nie czepiaj się Prusiaczku, że przeklinam, Felikś niech się nie czepia tego, co z niego zrobiłam a pozostali niech się nie czepiają beznadziejności tego czegoś poniżej...
Z góry też przepraszam za zmienienie charakteru niektórych państw ale tak jakoś wyszło i nie umiem tego zmienić. Proszę się nie czepiać bo będzie mi smutno i trzeba będzie mnie przytulać. ^^ Albo nie. Czepiajta się ile chceta. Ale potem i tak będziecie mnie tulić ^^
Nooo...To chyba tyle mam do powiedzenia...xD Chyba, że tak jeszcze opowiem trochę: Opowiadanie jest o mnie, o Ludmirro. Takie cuś jak Zorro. I... jeżdżę na łaciatym kucyku szetlandzkim o imieniu Feliks Brzetysław. Mieszkam tu w starym, tz. Owłosionym Zamku, czyli też w Włochatej Twierdzy. Jakoś tak mi się je nazwało...xD Zamek siedzi na wzgórzu, na połódniu ma góry, na zachodzie Morze, na północy pustynię a na wschodzie jest miasto Ludwisiowo. Wszystko dzieje się w epoce kamienia, czyli tak 19 wiek około. Rycerze, zamki, szlachta itp. A odbywa się to w Marcinowej Galaktyce. Wszystko kręci się wokół mnie, więc...No ten...Rzygam tęczą ^^


Był to mhooczny, zimowy wieczór. W Owłosionym Zamku światła były już zgaszone, tylko jedna, mała świeca paliła się w najwyższej komnacie. Była to komnata Ludwiga-Niemca z Prawdziwego Świata, z Europy. Nikt nie wie, czemu jest teraz tu, w Marcinowej Krainie. Była to w końcu odległa, odrzucona galaktyka, wyrzucona gdzieś we wszechświecie, niechciana; Ludwig przybył tu jednak tłumacząc się, że przywiodło go tu serce. Szybko zdobył Marcinogrosze, czyli walutę w tej galaktyce, i został milionerem. Kupił sobie Owłosioną Twierdzę, wspaniałe szaty i łaciatego kucyka Szetlandzkiego. Często był zapraszany na uroczyste bale, cieszył się dużą popularnością zarówno kobiet, jak i mężczyzn. Był zwykłym, 20-sto letnim chłoptasiem, z jedną małą tajemnicą. Za dnia poważna szlachta, a w nocy i w potrzebie stawał się groźny i niebezpieczny, walcząc w obronie dobra i sprawiedliwości.
Zawsze towarzyszyła mu szabla i wierny kucyk Feliks.
-Niebieska marynarka.- Ludwig stał na środku komnaty przebierając się szybko. W rogu okrągłego pokoju siedziała Natalia popijając herbatę i oceniając strój Niemca.
- Tak może być?- Ludwig okręcał się przed nią ukazując swój strój. Miał na sobie ciemnoniebieską marynarkę ze złotymi guzikami, sięgającą mu do kolan. Na nogach leżały białe spodnie kontrastujące z wysokimi za kostki, czarnymi butami. Włosy Ludwiga były starannie zaczesane do tyłu, w błękitnych oczach lśniła powaga i zaniecierpliwienie. W ręku chłopakowi ciążyła pozłacana laska;
-Do prawdy, zacnie.-Natalia uśmiechnęła się- Możesz iść.-Niemcy podziękował skinieniem głowy i bez słowa wyszedł. Zszedł pozłacanymi schodami po czerwonym dywanie, kierując się ku drzwiom wyjściowym. Zanim lokaj otworzył mu drzwi nałożył jeszcze skórzany pasek z pochwą na szablę. Sama szabla znalazła się tam na końcu. Była wykonana ze złota i granatowego szafiru w kolorze marynarki. Ludwig miał pełno takiej broni. Uwielbiał wszelkiego rodzaju szable.
Wreszcie lokaj otworzył drzwi i chłodne powietrze owiało chłopaka gdy ten wychodził na zewnątrz. Śnieg otaczał wszystko dookoła poza starannie odśnieżonymi ścieżkami prowadzącymi przez ogród, plac i dziedziniec. Niemcy szedł na podjazd, gdzie czekała go kareta zaprzężona w osiem malutkich Kucyków Szetlandzkich. Wszystkie podpięte były do granatowej karety, której woźnica otwierał właśnie drzwi przed hrabim. Ludwig wszedł do środka i usadowił się na miękkim siedzeniu. Kucyki ruszyły z kopyta i chłopiec w milczeniu podziwiał zimowe widoki. Po kilkunastu minutach kareta zatrzymała się przed luksusową rezydencją francuską. To tutaj miał się odbyć książęcy bal. Zebrała się na niego arystokracja z całej galaktyki. Teraz śmietanka towarzyska siedziała w środku tego ogromnego domu pomalowanego na liliowy, popijając francuskie wino, kosztując pysznych ciast, tańcząc dostojne walce i flirtując z pięknymi paniami.
Ludwig wysiadł z karety i dostojnym krokiem szedł przez zaśnieżony dziedziniec. Drzwi otworzyła mu służba, ukazując wnętrze budynku. Długi, pomalowany na jasny kolor hol witał gości zapraszając do wejścia. Na jego końcu znajdowały się pozłacane schody, idąc złotym dywanem od drzwi wejściowych prosto, doszłoby się do kolejnych drzwi. Otwierając je mosiężną klamką wchodzi się do ogromnej, błękitnej sali. Sali balowej. Jest ona ogromna, na ścianach wiszą rozmaite obrazy, okna sięgają od podłogi do sufitu oświetlając pomieszczenie. Przy ścianach stoją dwa białe stoły a na nich luksusowe potrawy, jakich Ludwig sobie nawet nie wyśnił. Z uśmiechem podszedł do jednego ze stołów przy którym zauważył gospodarza. Poprawił włosy i usiadł pomiędzy Gilbertem a Alfredem, naprzeciw Anglii.
-Cześć bracki.-Prus poklepał go po ramieniu popijając wino.-Zacna impreza, czyż nie?
- Owszem, braciszku.- Ludwig skinął głową sięgając po swój kielich, który przed chwilą został napełniony przez kelnera wybornym, francuskim winem. Wesoła, skoczna muzyka zapraszała do tańca. Wiele gości podrygiwało na parkiecie śmiejąc się radośnie. Bale Francisa cieszyły się wielkim uznaniem.
Ludwig wstał i dostojnym krokiem podszedł do siedzącej niedaleko Węgry.
-Zatańczysz?-ukłonił się lekko wyciągając rękę. Elżbieta wstała, uśmiechneła się i razem z Ludwigiem ruszyła na parkiet. Przyległa do niego i razem z początkiem nowej melodii zaczęli tańczyć. Hrabia uważnie obserwował pary tańczące niedaleko, jakby czegoś szukając. Dostrzegł Gilberta tańczącego z jakąś damą. Był on ubrany w czarne spodnie, czarny garnitur, krwistoczerwoną koszulę i czarny krawat w czerwone czaszki. Wyglądał mhocznie, a jego jasna cera podkreślała ten straszny klimat. Muzyka się skończyła, podano kolację. Ludwig ukłonił się i usiadł przy stole.

Kolacja się skończyła, minęło parę tańców. Teraz wszyscy pili, a parkiet świecił pustkami, jeśliby nie liczyć wywiającego Francisa z upitym Arthurem. Obaj śmiali się wesoło.
Ludwig wypił wiele, ale nadal myślał jasno, chodził w lini prostej i odmawiał alkocholu. Nie chciał, aby potem szumiało mu w głowie, nie życzył sobie dziwnych wydarzeń z sobą w roli głównej. Widział, że większość gości jest już upitych. Młody Beilshmidt wypatrywał kelnera. Na końcu sali zobaczył młodą, odwróconą osóbkę. Zgrabnie przemieszczała się po sali rozlewając wino do kielichów. Miała krótkie, blond włosy, szczupłą, kobiecą figurę. Ubrana była w czarne spodnie, białą bluzkę oraz fartuszek. Typowa kelnerka. Jednak Ludwiga coś tknęło na jej widok. W brzuchu zatańczyły motyle, oczy zrobiły się wielkie jak spodki, zatkało go. To była miłość.

Hrabia wpatrywał się w tą jakże piękną postać. Wszystko wokół zniknęło, został tylko on i kelnerka.
Z zamyślenia wyrwała Ludwiga pilna potrzeba odwiedzenia toalety. Wstał więc i cicho opuścił salę balową kierując się do łazienki. Było to duże pomieszczenie wyłożone szaro-białymi płytkami, zamykane na klucz. W kącie stał szarawy klozet, kawałek dalej szklana umywalka. Nad umywalką wisiało lustro w ozdobnej ramie. Niedaleko drzwi znajdowało się okno.Ludwig usiadł na klozecie i załatwił potrzebę, następnie stojąc przed umywalką przeglądał się w lustrze i poprawiał włosy. Niespodziewanie za nim usłyszał trzask i przyciszone głosy. Świat zatrzymał się na chwilkę, Ludwig stał osłupiały. Bał się odwrócić i spojrzeć osobie stojącej za nim w oczy. Obok twarzy młodego Beilschmidt'a poszybowała pięść i rozbiła lustro. Hrabia spuścił głowę i chwilę trwał w bezruchu. W następnej chwili dzierżył w ręce szablę i odwracał się błyskawicznie. Przyjął pozę bojową i miał zamiar przebić serce sprawcy ale...łazienka była pusta a drzwi uchylone.


Ludwig usłyszał czyjś krzyk. Podbiegł do drzwi i zamknął je.

[...] Chwilę później z łazięki wybiegł mężczyzna w czarnym płaszczu, czarnych spodniach, butach. Na głowie leżał mu czarny kapelusz, twarz zasłaniała ciemna opaska z wyciętymi dziurami na oczy w dłoni dzierżył szablę. Jego kroki dudniły na posadzce gdy przebiegał drogę dzielącą go od sali balowej. Gdy tam dotarl pojedyńczy strażnicy bronili Francisa i Arthura. Reszta gości zajmowała się bronieniem swoich partnerek. Ludwig pierwsze co poczuł, to chęć uratowania kelnerki. Podbiegł do swej lubej, wziął ją w ramiona i z gotową do ataku szablą wyskoczył przez okno. W czasie lotu życie zwolniło tępo. Ludwig zagwizdał. Kelnerka się wyrywała, a w oddali słychać było śmiech Francji.
Beilshmidt zeskoczył wprost w siodło swego wiernego rumaka Brzetysława. Kucyk czując na grzbiecie właściciela pocwałował w znanym tylko jemu kierunku. Kelnerka przestała się wyrywać, pieściła teraz kuca zapominając o wszystkim. Brzetysław uciekł z dziedzińca. Dudnieniu jego kopyt na ścieżce akompaniowały krzyki, trzaski zbijanych szyb i otarcia szabli. Kuc wybiegł teraz na opuszczone pole. Było szerokie i puste. Na jego terenie znajdowało się milion tajemniczych jaskiń, które budziły postrach. Brzetysław znał drogę. Ludwig również. Jeździec i koń rozumieli się bez słów. Szetland wgalopował do jednej z jaskiń. Teren obniżył się, kręty korytarz zdawał się nie mieć końca. Światło księżyca tu nie docierało. Powoli na ścianach jaskini pokazywały się pochodnie. Kucyk wjechał do obszernej sali. Na północnej sali znajdowały się schody, na reszcie drzwi. Brzetysław zwolnił tępa, Ludwig zsiadł i wciąż mając w ramionach lubą przywarł do jej warg w namiętnym pocałunku. W pół mroku tu panującym nie dostrzegł jej twarzy, jednak wiedział, że ją kocha.
Położył ją na ziemi i począł rozsiodływać kuca. Do sali wszedł Japonia ubrany w różowo-czarny garnitur. Rzucił on obok kelnerki zieloną suknię obok Ludwiga białą koszulę i ciemnoniebieskie spodnie, po czym bez słowa wyszedł.


-Ludwig, co ty odwalasz?!
-Uratowałem cię.
-Spoko. Więc czemu dałeś mi sukienkę?!
-A co miałem dać kobiecie?Wystarczy, że na służbie u Francji musisz nosić spodnie.
-Nie jestem kobietą! Jestem Feliks, Polska! Co, żeś mnie Ludwiś nie poznał?!-Niemcy schował ręce w dłoniach.
-...Polska...Kurwa...To ty....


Ostatnio zmieniony przez Niemcy dnia Wto Maj 28, 2013 3:29 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Polska

Polska


Male Liczba postów : 1045
Join date : 16/04/2013
Skąd : Z twojej szafy

Ludmirro 1-czyli w świecie Ludwisiów i Marcinów. Empty
PisanieTemat: Re: Ludmirro 1-czyli w świecie Ludwisiów i Marcinów.   Ludmirro 1-czyli w świecie Ludwisiów i Marcinów. Icon_minitime1Pon Maj 27, 2013 9:48 pm

Ręce w dłoniach?....

Ludwisiu....zabiję za to przy najbliższej okazji.. ^^ Strzeż się!
Powrót do góry Go down
http://hetaliapwp.forumpolish.com/
 
Ludmirro 1-czyli w świecie Ludwisiów i Marcinów.
Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Najstarsza republika na świecie - San Marino
» Dzieło o bunkrze, czyli "Zabijcie mnie, bo nie umiem pisać horrorów!"
» Telefon czyli Czarnobylowi zaczyna odbijać
» Rumunia, czyli jak być pojebanym i mieć z tego korzyści.
» Brak pomysłów, wspomóżcie! ^^ - Czyli Rusek rysuje... :'D

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Moda na Mafię :: 
 :: 
Wasze prace
-
Skocz do: